29 października 2012

Hi, Lee Hi

To debiut Lee Hi, finalistki "K-Pop star" czegoś na kształt koreańskiego "Idola" czy innego X-Factora:
A to zalety wideło:
  • Lee Hi robi wszystko, by stać się kolejną moją ulubioną koreańską wokalistką-idolką zaraz po Hyorin, Taeyeon i Bom (kolejność przypadkowa). Jest doprawdy cudowna.
  • Lee Hi ma strasznie specyficzną manierę - wygląda ni to na zblazowaną, ni to na znudzoną, ni to na skrepowaną kamerą czy nieśmiałą - ot zagadka. Świat podzielił się na dwa obozy - ludzi, którym marzy się Lee Hi wyrażająca trochę więcej emocji i tych, którzy uznają to za jej unikatowy urok osobisty. Ja, należę do drugiej grupy, choć moja opinia się nie liczy, albowiem wietrzę zbiasowanie.
  • Lee HI jest kolejną idolką, która nie ma ciała mogącego jej zapewnić miejsce w szeregach SNSD. To zdecydowanie jeden z moich ulubionych typów figury - drobna góra i znacznie bardziej masywny dół.
  • Lee Hi jest niska. Niskie dziewczyny uważam za ładniejsze, są słodsze, a gdy mają fav ziutową figurę - wyglądają milusio i mięciutko. 
  • Lee Hi nie ma twarzy, która zapewniłaby jej miejsce na zestawieniu typowych koreańskich piękności -ale jest śliczna. 
  • Lee Hi to świetny pseudonim artystyczny dla kogoś, kto tak naprawdę nazywa się Lee Ha Yi. 
  • Lee Hi dostała od YG świetną piosenkę, podczas gdy pozostałe finalistki dostały kolejno balladę i balladę (swoją drogą, czemu Jimin, zwyciężczynię programu wrzucono do duetu, a Baek Ah Yeon zajęła trzecie miejsce i dostała solo?), a ponieważ ciężko się przebić z balladą, szczególnie balladą od JYP (nie mają tam ręki do ballad, oj nie) raczej nie można liczyć na błyskawiczny rozkwit kariery. Co innego moja nowa ulubienica - singiel już zaliczył all kill i zupełnie się nie dziwię, to świetna, bardzo stylowa, oryginalna jak na standardy k-popu piosenka. I świetnie pasuje do głosu Lee Hi.
  • Lee Hi.

A teraz wady:
  • Lee Hi ma szesnaście lat i robi karierę. Ja mam siedemnaście i nie umiem się przygotować do olimpiady z łaciny.



18 października 2012

Jak dorosnę, będę zakupoholikiem

Jeśli kiedyś będę bogata - a mam taki zamiar, w końcu literacki Nobel to także pieniążki - zostanę zakupoholiczką. Mam potencjał, bo choć dzisiejszy dzień upłynął generalnie pod hasłem "it sucks",wystarczyło kupić kurtałkę i buty, coby naprawić świat i uczynić go piękniejszym miejscem.
Czas inwestować w terapię już teraz.

Ale za to chopaki były ładne

Jakoś tak trzy dni temu obejrzałam w Internetach program rozrywkowy, z którego nie zrozumiałam nic, bo koreański, ale oglądałam dzielnie, albowiem samo obserwowanie tego co się tam dzieje było przednia rozrywką. Żałowałam bardzo, że niczego tam nie zrozumiałam, ale uznałam program spisany na straty, czyli taki, który sie nigdy angielskich napisów nie doczeka.
Dziś nadeszły. I po co ja traciłam czas na oglądanie tego wtedy?

15 października 2012

Moja książka, którą skończę za pięćdziesiąt lat

Ostatnie lata spędziłam na odsuwaniu od siebie pomysłu na powieść i skupiałam się na pisaniu opowiadań. Będzie Ci lepiej, mówili, więcej się nauczysz, zapewniali, za słaba jesteś na coś z rozdziałami, upominali. Mieli rację i bardzo się cieszę, że przez te lata skupiłam się na szlifowaniu umiejętności, nie na planach o własnej książce, takiej fajnej, papierowej, z okładkami, kartkami i wszystkim. To miłe, że nie straciłam czasu na mrzonki, a co gorsza, nie wprowadziłam planu w życie (pozdrawiam wydawnictwo Albatros i Michalinę Olszańską, ciekawa jestem, kiedy pożałuje literackiego debiutu, jeśli w ogóle).
Problemem jest jednak to, że zakorzeniłam się w opowiadania na tyle dobrze, że za cholerę nie potrafię wziąć sie za powieść. Pisanie rzeczy tak niemożebnie rozwleczonej wydaje mi się nie tylko poważną frajdą (tyle miejsca na pogłębiony profil psychologiczny, omnomnomnomnom), ale także czymś zupełnie niemożliwym. Zupełnie nie potrafię budować długich historii, źle mi z nimi, nie potrafię odpowiednio wywarzyć proporcji, nie umiem odpowiednio dobrze zbudować napięcia, rozłożyć odpowiednio wątków w czasie i przestrzeni, no nic nie umiem no. Rozumiem,że własnie po to czas zabrać się za to, by się tego nauczyć, ale na miłość borską, co to za frustrująca robota. 
Może po prostu nie nadaję się na powieściopisarza ido końca życia będę tkwiła w krótkich formach? Wizja straszliwa,bo mam serio dużo pomysłów, których nie sposób zrealizować na małej przestrzeni. Niech ktoś mną potrząśnie i usadzi za klawiaturą tak, bym chociaż zabrała się do roboty, proszę, z góry dziękuję.

14 października 2012

Ziu i KCon

Tumblr to generalnie świetna sprawa, ale nie teraz, gdy gdzieś tam daleko w Ameryce trwa kcon w najlepsze, Kris uprawia aegyo i w ogóle Exo-M jest. Borze jak boli, że mieszkam w sąsiedztwie Ugandy albo coś takiego. Gdzie mój kcon, gimme kcon. 

7 października 2012

Rozsądek i mądrość nie idą w parze z byciem fanem

Jeśli ktoś sugeruje mi, że bycie fanką boysbandów pełnych ładnych Koreańczyków jest głupie i żalowe, powiadam: nigdy nie wydałam obwieszczenia dotyczącego mojej nieskończonej mądrości i rozsądku, bo ich nie mam*. Mam za to siedemnaście lat i uważam, że mogę sobie na takie rzeczy pozwolić, za dwadzieścia lat będzie to raczej kłopotliwe. Korzystam, póki mogę.

*Nikt nich nie ma. Niesamowite, ale nie masz ich nawet jeśli słuchasz Metalliki, nie koreańskich boysbandów.

Jestem pierogiem

Byłam przed paroma dniami w kinie na "Jesteś bogiem" i chciałabym się podzielić paroma refleksjami, ale strach to zrobić po tym, co się stało z opinią Natalii Lesz. Ciężko być nie-fanem Paktofoniki, ale obawiam się, że jestem zbyt głupia i niedojrzała na bycie fanem kogoś, kto nie jest ładnym Koreańczykiem. Docenianie muzyki to raz, ale zawzięte kibicowanie to co innego. 
Poprzestanę na dwóch rzeczach - nie powinnam chodzić do kina z Gejdropsem i Michasiom, ze sobą zresztą też nie. Cały film spędziłyśmy na komciowaniu zawziętym, a tytuł filmu niecnie przeinaczyłyśmy na "Jesteś pierogiem". Na szczęście na sali musiało brakować fanów Paktofoniki, bo wyszłyśmy z tego żywe. 
Ale trudno się dziwić tak idiotycznym ciągom skojarzeniowym, skoro Gejdrops podzieliła się wywiezioną z Czech, zakupioną zupełnie legalnie, nawet przez osobę niepełnoletnią herbatkę w puszce z dodatkiem konopi. Dokładnie 0,0001% konopi. Sprawdzałam dokładnie, nie dodałam żadnego zera. Jak widzicie, szaleństwo, że o panie. I to obrzydliwe. To była najbardziej obrzydliwa herbatka w życiu  w dodatku nie zobaczyłam żadnego różowego słonia ani nic. Dość przykre przeżycie, ale przynajmniej wzbudziłyśmy powszechne zainteresowanie puszkami z wizerunkiem maryśki.